-
Arthkmo. Widmowa wieś
28 kwietnia 2017 był kolejnym dniem, który rozpoczął się nieszczególnie; ciemne chmury przyklejone do okolicznych szczytów, mżawka i zimny wiatr.
Łapiemy jednak stopa i ruszamy na podbój kolejnej mało znanej doliny. -
"Koń… krowa, kura, kaczka..." i droga na Akhaltsikhe
-
Prawie jak Wyspa Wielkanocna, a to miejscowość Sno i zagadkowe głowy Lenina znad pianina.
-
Mała wioska nad rzeką Artkhmosikali. Tu zaczniemy naszą wędrówkę. Jak się okazuje sklepu brak, a my w sklepie przy Drodze Wojennej kupiliśmy tylko chleb i przydało by się jeszcze coś do niego…
W takich zapomnianych miejscach najłatwiej znajdziesz osoby, które podzielą się przysłowiowym ostatnim kęsem. Od starszej Pani otrzymaliśmy kawał świeżego sera, za który nie chciała wziąć od nas ani grosza… -
Ot jedna z mijanych dolin, samochody z turystami pędzą w kierunku Juty, a my odbijamy do koryta rzeki, która w tym okresie płynie dość wartko ale zaledwie częścią szerokiej niecki.
-
Niewielka jak się wydawało dolina, a do pierwszego zakrętu idziemy strasznie długo.
Jednak o nudzie nie ma mowy bo marsz urozmaica meandrująca rzeka, pasące się samopas konie, wodospad. -
Dochodzimy do zakrętu i dalej można próbować przejść dołem lub po zielonych tarasach piąć się coraz wyżej…
-
Żadnego człowieka, zwierzęta biegają samopas, klimat psują te kolczyki u krów - jedyny przejaw cywilizacji w tym miejscu i parcia Gruzji ku standardom UE, niestety.
-
W końcu deszcz, który do tej pory tylko straszył, wzmaga się. Na szczęście zza zakrętu odsłania się już powoli cel naszej wędrówki - zarastająca wysokimi chwastami, zapomniana wioska Arthkmo
-
Jest tu zaledwie kilka małych, podupadłych chat. Sądząc po dacie kalendarza wiszącego na ścianie jednej z nich ta widmowa osada opustoszała gdzieś przed dwudziestu laty.
Tymczasem po deszczu został jedynie ślad w postaci mokrej trawy, nad nami zaświeciło słońce, obok kwitły drzewa owocowe, zieleniły się łąki, a z dali dochodził szum wodospadów i wydawać by się mogło, że trafiliśmy do raju… -
...jednak wnętrza chat przypominały raczej scenografię z dobrego horroru
-
…a nieobliczalna pogoda, po chwili znów spłatała figla. Zasiedliśmy więc na „werandzie” jednej z chałup i oglądaliśmy całkiem inny ale również piękny Kaukaz.
-
Obiad może i skromny ale w takim miejscu smakuje jakże wspaniale!
-
Wracamy. Wioska znika za zakrętem, a pogoda taka jak widać – znowu mamy lato !
-
Warto na koniec dodać, że nie dotarliśmy nawet do połowy tej doliny.
Dalej może być jeszcze ciekawiej bo sprawdzając na mapie robi się coraz bardziej wąsko, jeszcze bardziej stromo, a ośnieżone szczyty, które gdzieś na końcu majaczyły wyglądały naprawdę interesująco…
Tak więc mamy w Gruzji kolejne miejsce, do którego jest po co wracać ?